Roger Federer wygra Wimbledon @7,00 Ónibet

Zamiast pierw przekonywać, dlaczego akurat Federer może wygrać tegoroczny Wimbledon, poszukam argumentów przeciw pozostałym potentatom, którzy mogliby Rogerowi zagrozić w osiągnięciu tego celu. Pragnę też zaznaczyć, że wiele z poniższych argumentów to tylko i wyłącznie wnioski wyciągnięte przeze mnie na podstawie własnych przemyśleń i obserwacji, a nie jakichś potwierdzonych informacji prasowych czy obozów zawodników.
Na pierwszy ogień idzie Rafa Nadal. Hiszpan moim zdaniem już nie powtórzy wyczynu z 2008 i 2010 roku. Mało tego, zaryzykuję stwierdzenie, że nie odegra na trawie już kluczowej roli. Wszystko ze względu na swoje kolana. Trawa bardzo obciąża akurat te partie ciała, a już w poprzednim sezonie po powrocie było widać, że Hiszpan robi wszystko, aby jak najmniej obciążyć to swoje zoperowane i sponiewierane lewe kolano. Po stronie backhandowej sporo slajsuje, kiedy akurat ciężar ciała musiałby spocząć na lewej nodze, na hardzie w tym roku próbował grać bardziej płaską piłką niż ma to w zwyczaju, aby nie wdawać się w długie wymiany, pojawiały się też akcje w stylu serve and volley. Zauważmy, że nawet w finale Rolanda Garrosa, gdzie Nadal czuje się jak ryba w wodzie, też nie byliśmy świadkami typowych i charakterystycznych na cegle długich wymian, a kiedy tylko była okazja, Nadal natychmiast kręcił swojego świdra po linii czy też ryzykował backhandem, także po linii.
Novak Djoković też moim zdaniem Wimbledonu nie wygra, choć uważam, że to on ma największe szanse, żeby zagrozić mojemu faworytowi. Serb po prostu nie ma stylu na grass. Tak naprawdę dopiero na tym turnieju będzie można się przekonać, czy Becker czegokolwiek Novaka nauczył i czy czegokolwiek nauczy. Bo moim zdaniem Serb stoi w miejscu, jeżeli chodzi o warsztat tenisowy, gra ciągle to samo, bazuje na wyniszczających wymianach z głębi kortu. Z tym że coraz częściej stają się one mniej wyniszczające dla rywali, a bardziej dla słabiej wyglądającego kondycyjnie Novaka niż w poprzednim sezonie. Moim zdaniem obniżenie lotów dało się już zauważyć w Australii, jego bastionie, gdzie czuł się najlepiej i miał olbrzymią przewagę nad rywalami w poprzednich latach właśnie za sprawą przygotowania fizycznego. O innych moich zarzutach do gry Novaka można było poczytać
przy okazji finału FO, więc nie będę się już powtarzał.
Andy Murray zaś po rozłące z Ivanem Lendlem stracił podstawę, która mu dała medal olimpijski i dwa tytuły wielkoszlemowe - wybieganie. Śmiem nawet sądzić, że to pan Ivan walnie przyczynił się do operacji Szkota, bo go po prostu kondycyjnie zarżnął, a ten sezon trzeba będzie poświęcić na powrót do równowagi. Oczywiście Andy to ciągle wielka klasa i zmysł taktyczny połączony z wszechstronną techniką daje mu w tym sezonie całkiem przyzwoite wyniki, szczególnie ten na Rolandzie Garrosie przykuwa moją uwagę z dwóch powodów. Po pierwsze Andy pokazał tam, że jeżeli podstawy ma się opanowane do perfekcji, tj.
praca na nogach, antycypacja gry, dobra organizacja taktyczna i przede wszystkim poukładana psychika może dać wiele. Po drugie zobaczylimy także, jak na dystansie Szkot tracił kondycyjnie z każdym meczem i jak to skutkowało przestojami w grze. Bo na dobrą sprawę tamtejszy mecz z Kolbą powinien zakończyć się w czterech setach, a ćwierćfinał z Monfilsem w trzech i być może półfinał z Nadalem nabrałby większych rumieńców.
Tak więc dlaczego Roger Federer miałby to wykorzystać? Bo w tym sezonie wziął się Szwajcar za siebie i swoją grę. Zatrudnienie Stefana Edberga okazało się być dobrym wzmocnieniem i tak naprawdę solidnie przemyślanym, bo niegdyś Szwed był świetnie usposobionym w ofensywie tenisistą i potrafił to wykorzystać. To za jego sprawą Roger wrócił do swojej dobrej, wyrafinowanej gry, z większą aktywnością w każdej strefie kortu. Nie ma co się oszukiwać, Szwajcar nigdy tytanem defensywy nie był, co widać szczególnie na cegle, ale na Wimbledonie ofensywne popisy są wręcz premiowane. Lekkość poruszania się, woleje grane z nóg, naturalny ciąg do siatki, jednoręczny backhand i szeroka gama slajsowanych uderzeń to to, co tygryski i koneserzy lubią najbardziej. To wszystko u Rogera widać. Na dodatek Roger w swoim kryzysowym okresie rok temu miał problemy z pracą na nogach. Po zatrudnieniu Szweda wszystko wróciło na właściwe tory, co już można było zauważyć w końcówce poprzedniego sezonu, o tegorocznym
Australian Open nie wspominając. Tam odpadł z Nadalem co prawda, ale o szansach Nadala w tym turnieju już wspominałem.

Ktoś mi może wypomni - no panie, kogo Ty grasz, jak przecie Szwajcar to se nawet ze Stakhovskim nie poradził rok temu. A ja odpowiem na to - Roger w tym sezonie jest innym zawodnikiem. Zagrał kilka dobrych turniejów z rzędu, udokumentował to tytułami bądź finałami, nawiązywał wyrównane pojedynki z pozostałymi zawodnikami wielkiej czwórki, a nawet ich ogrywał.
A czy ktoś spoza wielkiej czwórki może wygrać Wimbledon? Mojego cichego czarnego konia, czyli Juana Martina Del Potro, niestety nie będzie na tym turnieju, a to on moim zdaniem, gdyby był w optymalnej formie, miałby najwięcej argumentów. Berdych nie jest mentalnie gotowy na wielkie mecze i największe laury, a Wawrince brak jednak tego kunsztu, który posiada jego rodak - to raczej taki typ rzemieślnika, który umie przyłożyć mocnym podaniem, wybiegać kondycyjnie mecz na dystansie bądź też zagrać przyzwoicie przy siatce.