"Gigantyczny strach, który towarzyszył mi przed przyjazdem do ośrodka oraz na początku pobytu, minął. Nauczyłem się funkcjonować w nowej rzeczywistości. Nie oznacza to jednak, że ją akceptowałem. Czasem tylko tak mi się wydawało…
Miesiąc przed przyjazdem do ośrodka miałem zajebistą pracę, której zazdrościło mi większość kolegów. Zarobków pewnie jeszcze więcej. Zanim ją straciłem (przez kłamstwa związane z moją chorobą, czyt. uzależnienie od hazardu) przestała mi jednak sprawiać przyjemność. Rozważyłem odejście z niej, nawet zmianę branży. Dopiero, gdy wylądowałem w ośrodku, jej utrata mnie zabolała. Do niedawna bywałem bowiem na salonach, a nagle znalazłem się… w lesie. Na Mazurach. W środku zimy. Z innymi patolami. Robota i związany z nią fejm w przeszłości dawały mi wiele radości. W ośrodku zaś mówili mi, że mam cieszyć się z małych rzeczy: z pobliskiego jeziora, śpiewu ptaków, słonecznej pogody. Serio?! Gdy to słyszałem zastanawiałem się czy już jestem świrem, czy dopiero chcą mnie nim zrobić. Do tego dochodziła tęsknota za bliskimi, samotność, wyrzuty sumienia. Dziś pobyt w ośrodku wspominam zajebiście. Nie jestem natomiast w stanie zliczyć, ile razy będąc tam myślałem o tym, by się zabić.
(...)
– Leczysz się dla siebie! Jesteś chory na śmiertelną chorobę, która cię zabije, jeśli nie będziesz się leczyć! – słyszałem to do znudzenia. W końcu wziąłem to sobie do serca. Postanowiłem zrobić to dla siebie. Dla siebie, nie dla rodziny. Choć nie ukrywam, że w głowie miałem narzeczoną, brata, rodziców, bliskich. Bo choć zawiodłem ich tyle razy, to ich kocham. Naprawdę.
I właśnie dlatego, niemal od początku pobytu w ośrodku, miałem ogromną motywację do terapii. Mimo chęci, ta wcale nie była przyjemna. Przez przyjazdem do ośrodka myślałem, że najważniejsze jest to, bym przestał grać. W ośrodku dowiedziałem się, że to raptem kropla w morzu moich potrzeb. Hazard tak wpłynął na to jaki jestem, tak mnie zmienił, że w pewnym momencie nie wiedziałem, kim jestem naprawdę. Bez hazardu. To cholernie trudne. Bo wyobraź sobie, że masz prawie 30 lat i nagle uświadamiasz sobie, że Ty jakiego znasz, to efekt fikcji, którą stworzyłeś wspólnie ze swoją chorobą. Twoje wartości, zachowania, często nawet uczucia… Wszystko to jest sterowane przez chorobę. Choroba trwa 10 lat i terapeuta pyta: jaki jesteś naprawdę, bez hazardu? I nie wiesz. Bo wszystko czym dotychczas rozpoczynałbyś swoją charakterystykę jest… hazardowe. Kim zatem jestem, skoro nie wiem kim jestem? Jeszcze nie dawno myślałem, że jestem bogiem. Teraz okazuje się, że jestem… nikim?! Bolało.
Więcej na blogu postawnasiebie.org, wpis ▶ Huśtawka nastroju. W ośrodku mocno buja!