O KRZYSZTOFIE STANOWSKIM I JEGO PORTALU
Pamiętam, że przy zespole kręcił się młody chłopak, który pracował w Naszej Legii. My, jako piłkarze, traktowaliśmy pracowników tego wydawnictwa inaczej niż przedstawicieli innych mediów. To byli kibice, często z nimi rozmawialiśmy, mieli nad naszą szatnią redakcję. Właściciel, świętej pamięci Wieslaw Giler był naszym kolegą, więc oni mieli do nas największy dostęp. I Stanowskiego w Przeglądzie Sportowym zatrudniono po to, żeby wynosił z szatni różne rzeczy. Jacek Kmiecik i Paweł Zarzeczny za jego pomocą chcieli wyszukiwać sensacje. A to nie była Legia Kowala, Rataja czy młodego Marka Jóźwiaka. To była Legia grzecznych chłopaków. Największymi łobuzami w zespole byli Szamo, Mosórek i Miętowy. Może nie byliśmy tak dobrymi zawodnikami jak Leszek Pisz i ekipa z czasów Ligi Mistrzów, ale dużo nadrabialiśmy ambicją, zostawialiśmy na boisku całe serducho. Wiadomo jednak, ze najlepiej sprzedaje się sensacja, w dodatku w Legii. Pewnego dnia dowiedzieliśmy się z gazety na przykład, że Marek Citko pobił się z Jackiem Zielińskim. Doszedłem do wniosku, że jest kilku dziennikarzy, którzy z nami cały czas niemiłosiernie jadą. Byłem kapitanem, więc zasugerowałem, żebyśmy w drużynie zrobili listę dziennikarzy, z którymi nie będziemy rozmawiać. Na tej liście znalazł się między innymi właśnie Stanowski, Kmiecik i Zarzeczny, a także Janusz Atlas. Pamiętam jak do Legii przybył Aco Vuković, więc Stanowski od razu zgłosił się do niego z prośbą wywiadu. Vuko spojrzał na niego i odparł – "nie, ja z tobą nie mogę rozmawiać". Przyszedł nowy zawodnik i od razu nie chciał z nim gadać. Przed ostatnim meczem w sezonie mistrzowskim Stanowski napisał artykuł, w którym stwierdził, że Legia nie powinna być mistrzem, bo ma tyle samo punktów co Wisła, a krakowianom wcześniej, w związku z podziałem na grupy, jedno oczko zniknęło. Później jeden z kolegów powiedział mi, że za to kibice Legii złapali Stanowskiego i postawili go do pionu. Może myśli, że to ja ich na niego nasłałem. Przypomina mi się także historia związana ze świętowaniem zdobycia mistrzostwa Polski w 2002 roku. Jechaliśmy samochodem z Markiem Jóźwiakiem i naszymi żonami, a on nas śledził. Pamiętam, że wyszliśmy do sklepu przy stacji benzynowej i chcieliśmy coś kupić. Nasze żony siedziały wtedy z tyłu w aucie, które – co ważne – posiadało przyciemnione szyby. I on ich nie widział. Gdy wróciliśmy ze sklepu dowiedzieliśmy się, że za murkiem stał przez długi czas właśnie Stanowski i podglądał, co kupujemy w sklepie. To było trochę żenujace. Może myślał, że kogoś pobijemy, albo kupimy 100 litrów wódki. Podsumowując, pisał sobie głupoty, którymi się za bardzo nie przejmowałem, bo nigdy wielkim piłkarskim ani moralnym autorytetem dla mnie nie był, nie jest, i nie będzie, nawet jak napisze 150 książek. Teraz ma ten swój portal, w którym mnie i wielu innych obraża. Tak naprawdę szkoda mi go, bo jego życie kręci się wokół jednej rzeczy, plucia na innych, a to musi być bardzo smutne życie. Zapewne po publikacji tego wywiadu również nie omieszka mi kąśliwie odpowiedzieć, ale cóż, taka już jego natura. Stanowski ani jego poglądy mnie nie interesują i bez względu na to co napisze, nie mają wpływu na moje życie.