Słoma z butów w Londynie
Dzięki uprzejmości dziennikarza Canal +, a zarazem fana ligi angielskiej, udostępniamy Wam tekst autorstwa Przemysława Rudzkiego na temat Franka Lamparda. Co tu dużo mówić, zapraszam do czytania!
Są takie chwile, gdy przestaję lubić
Premier League. Kiedy to się dzieje? Ano, na przykład wtedy, gdy jakiś pan, który ma napuchnięte konto, nie potrafi uszanować tradycji. Roman Abramowicz, po tym co zrobił z Roberto Di Matteo, kontynuuje swoją wspaniałą serię idiotycznych ruchów – tym razem jak śmieć potraktowany został Frank Lampard, żywa legenda klubu ze Stamford Bridge. Czytam właśnie, że pomocnika, który przeżywa w ostatnich tygodniach odrodzenie i znajduje się w świetnej formie (tym bardziej idiotyczne jest to, co robi Chelsea), chce wziąć na Old Trafford sir Alex Ferguson, korzystając z tego, że reprezentant Anglii nie dostał nowej oferty kontraktu w Londynie. Patrząc na metrykę Paula Scholesa i Ryana Giggsa, Lampard może w Manchesterze dopisać okazały rozdział do swojej niesamowitej historii. No tak, ale co to obchodzi Abramowicza, prawda?
Kibice Chelsea mogą z zazdrością spojrzeć w stronę Anfield. W tekście o najtrudniejszej miłości na całe życie, który napisałem o Stevenie Gerrardzie jakiś czas temu, zachwyciłem się podejściem ludzi z Liverpoolu do ich kapitana, bo są w futbolu sprawy wyglądające na oczywiste. Jesteś nasz, jesteś dobry, zostaniesz u nas. Proste.
Lampard ma 34 lata. To nie jest wiek na pożegnania, to wiek, w którym piłkarz wchodzi na inny pułap. Widzi jeszcze więcej, podejmuje jeszcze lepsze decyzje, ma jeszcze bardziej chłodną głowę, ale przede wszystkim sprawia, że młodzi piłkarze mogą się od niego wiele nauczyć. Nigdy nie uwierzę w to, że Lampard wolałby grać w Chinach, dla kasy, niż zostać na Stamford Bridge. Prędzej uwierzę w to, że odejdzie do innego klubu, kto wie, może nawet Manchesteru United, by pokazać, że chyba zbyt wcześnie go skreślono.
Patrzenie na grę Lamparda w szczytowej formie było czystą przyjemnością. Sposób w jaki zabiera się z piłką (to przyjęcie i od razu ruch w stronę bramki przeciwnika!), jak ją prowadzi, jak zasłania, czyniły go wyjątkowym piłkarzem. Myślę, że większości tych rzeczy nie zapomniał, może tylko nie jest tak szybki, ale on przecież nigdy nie był sprinterem.
W
Premier League pojawia się co rusz nowy piłkarz. Jedni błyszczą dłużej, inni zawodzą i odchodzą w niesławie – to nie jest łatwa liga. Są szybkie bolidy (Suarez), ciężkie terenówki (Yaya Toure) i prawdziwe perełki – Lampard jest w tej stajni jak Rolls-Royce. Takie marki nigdy się nie starzeją. Takie cacko polerujesz, chuchasz na nie i dmuchasz, by służyło ci jak najdłużej. Nie mam pojęcia, jak można tego nie rozumieć. Czytałem niedawno felieton Alana Shearera i on także nie ma pojęcia, co wyprawia klub z Londynu.
Popatrzmy na liczby, bo one porażają. Bariera 500. spotkań w
Premier League pękła w wygranym 8:0 meczu z Aston Villą, w którym zresztą Lampard był jednym z najlepszych piłkarzy na boisku. A tak grają The Blues w
Premier League w tym sezonie – z nim w składzie 11 meczów i 10 zwycięstw. Bez niego – 8 meczów, jedno zwycięstwo. Być może to przypadek.
23 grudnia został najlepszym strzelcem w historii Chelsea w
Premier League, mając na koncie 130 goli, wyprzedził Bobby’ego Tamblinga (129). Jest czwartym zawodnikiem pod względem liczby występów w Chelsea – 577 spotkań. Piątym snajperem w historii
Premier League, za Robbiem Fowlerem, który był przecież napastnikiem. Strzelał dwucyfrówkę w każdym z ostatnich dziewięciu sezonów
Premier League.
Hmmm, albo mi się tylko zdaje, albo do takiego gościa przychodzisz grzecznie, pytasz, ile chce pieniędzy, drukujesz ładnie kontrakt, podpisujecie, podajecie sobie ręce i widzicie się jutro w klubie. Koniec tematu. Dla ciebie, drogi Romku to nie jest Frank, to jest pan Lampard, chociaż nie wiem jak dużo miałbyś na koncie.
Niestety, Abramowicz nigdy nie zrozumie takich prostych spraw, jak tradycja, szacunek, bo sam nie stosował ich przez całe życie. Tymczasowy trener, tymczasowa żona, tymczasowa drużyna, tymczasowa legenda. Chelsea czeka więc tymczasowe bywanie w pierwszej czwórce. Tymczasowe, rzecz jasna.